150 likes | 282 Views
NIEZWYKŁE DZIEJE WARSZAWSKICH ORGANÓW. Wurlitzera. Pierwsza strona książki autorstwa Marii, Andrzeja oraz Jana Szypowskich.
E N D
NIEZWYKŁE DZIEJE WARSZAWSKICH ORGANÓW Wurlitzera
Pierwsza strona książki autorstwa Marii, Andrzeja oraz Jana Szypowskich.
Na światowej liście niezbyt licznych ocalałych autentycznych przedstawicieli organowego gatunku „mighty Wurlitzer” „potężny, wspaniały Wurlitzer”- znajduje się egzemplarz warszawski, jedyny w Polsce, unikatowy w Europie Wschodniej i Środkowej, w 1928 roku wykonany w fabryce Wurlitzera w USA dla znajdującego się w Warszawie przy ulicy Nowy Świat kinoteatru „Colosseum”.
Potem przeniesiony do wybudowanej w 1936 roku w Warszawie przy ulicy Nowogrockiej wielkiej sali Domu Akcji Katolickiej imienia Piusa XI- powszechnie zwanego „Roma”- gdzie przetrwał wojnę ulegając stosunkowo niewielkim zniszczeniom. 1938
1922 2003 Front pałacowego budynku przy ul. Nowy Świat 19 w Warszawie. Pod tym numerem w przestronnej oficynie znajdowało się kino „Colosseum”
Gmach „Romy” ocalał, choć w jego najbliższym sąsiedztwie- tak jak w całej Warszawie- budynki były wypalone, zrujnowane, wysadzone w powietrze przez oddziały Vernichtungskommando. Jednak następstwa okupacji hitlerowskiej, a potem okres stalinizmu- wywierając destrukcyjny wpływ na losy wielu ludzi- pośrednio odbiły się też na losach warszawskich organów Wulitzera.
Od czasu drugiej wojny światowej były one poddawane różnym przeróbkom, zmianom, translokacją, brutalnym demontażom. Ulegały też postępujacej destrukcji, nim wreszcie doceniono ich znaczenie jako fascynującego instrumentu i jako zabytku godnego pieczołowitej opieki. Organy kinowe. „Cała orkiestra w jednym instrumencie”. Połączenie śmiałej myśli technicznej z ogromnymi możliwościami artystycznymi.
Rok 2003. 75 lat od wykonania tego właśnie egzemplarza organów składającego się z niezliczonych elementów. 75 lat od załadowania wszystkich części na statek, od wyładowania ich w Gdyni, od przewiezienia do Warszawy na ulicę Nowy Świat numer 19, gdzie był największy warszawski kinoteatr „Colosseum”, od zmontowania i uruchomienia tutaj nowego i nowatorskiego na owe czasy instrumentu.
Paradoks historii sprawił, że ów zabytkowy instrument przetrwał w mieście, które podczas drugiej wojny światowej zostało przez nazizm niemiecki zrujnowane, zamienione w ocean gruzów, które miało- w myśl rozkazu Hitlera- pozostać tylko „geograficzną nazwą na mapie”.
Naród polski podniósł Warszawę z ruin. Tak samo i warszawskie organy Wulitzera- acz bardzo poważnie uszkodzone w następstwie drugiej wojny światowej, okupacji hitlerowskiej i okresu stalinizmu- odnalazły swoją drogę do życia dzięki polskim doświadczeniom konserwatorskim, ratującym dziedzictwo przeszłości. Obecnie jest nadzieja na to, że zaistnieje szansa na udostępnienie szerokim kręgom społeczeństwa owych autentycznych warszawskich organów Wulitzera.
Po 75 latach przenosin z miejsca na miejsce, po latach triumfów, ale także katastrof grożących instrumentowi zagładą, po latach upartych starań i żmudnych prac konserwatorskich przynoszących ratunek- jest nadzieja, że znajdą one stałą siedzibę w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki, w Muzeum Techniki, które właśnie w grudniu 2003 roku zaczyna jubileusz swego 70- lecia świętowany pod patronem Ministra Kultury i Ministra Nauki.
75 lat. Czy to wiele? Czy mało? To pytanie bardzo prywatne- tak jak książka i jak cała nasza rodzinna działalność. Otóż autorka jest o rok młodsza od warszawskich organów Wulitzera, a jeden z autorów jest starszy od nich o dwa lata. Pamiętaliśmy owe warszawskie organy- żywe, działające, wspaniałe- z lat naszego dzieciństwa przed drugą wojną światową, kiedy to wraz z –rodzicami chodziliśmy na filmy pokazywane w „Romie”, gdzie przed seansami odbywały się koncerty na tym instrumencie
Przez długie lata nie wiedzieliśmy nic o losie tych organów, nie wiedzieliśmy: czy nadal istnieją. Jeśli są, to gdzie? dlaczego milczą? I oto nagle przy końcu roku 1988 dotarła od nas z Kurii Metropolitalnej Warszawskiej wieść- przekazana przez profesora Jerzego Gołosa- że organy owe istnieją, ale że są w stanie głębokiego zniszczenia. Nie grają. Nie mogą też znaleźć opiekuna-, który przywróciłby je do życia. Wtedy podjęliśmy decyzję- na pozór szaleńczą- że to my będziemy nowymi opiekunami
Fundacja Artibus opiekuje się jednym z nielicznych egzemplarzy organów Wurlitzera.
Wiceprezes Fundacji Artibus P. Szypowska wraz z kołem dziennikarskim „Młody Dziennikarz” wraz z opiekunem P. Ewą Bielak.