50 likes | 150 Views
Rajd Jesienny 15.10.2012 – 17.10.2012.
E N D
Rajd Jesienny 15.10.2012 – 17.10.2012 Tradycją naszej szkoły, stały się organizowane już od kilku lat jesienne rajdy turystyczne. Każdy wyjazd ma na celu przybliżenie uczniom miejsc o bogatej historii i kulturze danego regionu. Są to też tereny z unikalną przyrodą, miejsca gdzie niejednokrotnie rzeczywistość miesza się z fikcją pełną podań i mitów. W tym roku naszym celem stały się piękne i malownicze Bieszczady.
Dzień 1 W poniedziałek wyjechaliśmy o godzinie 7.00 autokarem spod naszej szkoły. Pierwszym punktem naszej wyprawy był położony na wysokości 1222 m.n.p.m szczyt Smerek. Po zabraniu naszego przewodnika i opiekuna – pana Wojciecha Gosztyły zwanego popularnie Kiju- wyruszyliśmy na szlak. Wędrówkę rozpoczęliśmy w miejscowości Smerek i pokonanie trasy na szczyt o tej samej nazwie, jak zapewniał nas nasz przewodnik nie miało stanowić większych trudności. No właśnie WYDAWAŁO SIĘ! Planowane 2,5 godziny rozciągnęło się chyba do 4, a my zamiast podziwiać piękno bieszczadzkiej przyrody podziwialiśmy piękno naszych ubłoconych spodni i butów. „Kiju” zdawał się tym faktem nie przejmować i dziarsko parł do przodu. Nam natomiast – mowa tu o kadrze – szybko przypomniały się fragmenty wiersza Broniewskiego „Żołnierz polski” : „Ze spuszczoną głową powoli …[..]”. Po dojściu na Smerek ( co wydawało się wiecznością) mogliśmy w końcu podziwiać panoramę Bieszczadów. Nie trwało to jednak zbyt długo, gdyż silnie wiejący wiatr nie pozwolił na dłuższy odpoczynek. Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć wyruszyliśmy w drogę powrotna do Wetliny marząc o ciepłym posiłku, bieżącej wodzie i wygodnym łóżku. Na szczęście ośrodek „ KIRA” w którym kwaterowaliśmy spełnił nasze oczekiwania i wieczorem udaliśmy się na zasłużony odpoczynek pełni obaw co przyniesie dzień następny.
Dzień 2 Nasze obawy nie okazały się bezpodstawne, gdyż kolejnym punktem wyprawy było przejście z Wołosatego na Tarnice, a następnie zejście do Ustrzyk Górnych, gdzie czekał na nas autokar. O ile w pierwszym dniu towarzyszył nam podczas wyjścia Broniewski, to w drugim dniu Tuwim i jego „Lokomotywa”: „Stoi i sapie, dyszy i dmucha[…]”. Trasa była równie wymagająca. Przewidywany czas wyjścia na szczyt wg tabliczki informacyjnej wynosił 2, 15 godziny, lecz my uznaliśmy, ze to nie wyścigi, lecz wycieczka szkolna. Biorąc wiec pod uwagę powyższy nasz czas znaaaaaacznie wydłuży się. Wszystko to zrekompensowały wspaniale widoki z Tarnicy, najwyższego szczytu Bieszczadów (1346 m.n.pm.). Widok na Szeroki Wierch, Krzemień, Halicz, Połoninę Caryńską czy Bukowe Berdo były niezapomniane. Nie mogło zabraknąć pamiątkowych fotek pod krzyżem na Tarnicy. Po odpoczynku dziarsko ruszyliśmy w drogę powrotną zwłaszcza, że niebo zaczęło się chmurzyć a nasz przewodnik obawiał się zapowiadanego deszczu. Zejście było równie męczące – nogi same pędziły do przodu - cały czas z góry. Na szczęście uniknęliśmy deszczu, który lunął zaraz po wejściu do autokaru. Okazało się niestety, że deszcz spadł również w Warszawie, a planowany mecz Polska – Anglia, na który nastawialiśmy się w schronisku, nie odbył się. No cóż po prostu w Warszawie KTOŚ nie zamknął dachu.
Dzień 3 W ostatni dzień rajdu, środę, postanowiliśmy zwiedzić Komańczę, zwłaszcza, że pogoda od rana nie rozpieszczała. Było zimno, pochmurno padał deszcz, nie było wiec mowy o jakiejkolwiek poważnej wędrówce po górach. Pan Wojciech stanął jednak na wysokości zadania! Spod cerkwi w Komańczy wyruszyliśmy ścieżką dydaktyczna- przyrodniczą. Pogoda poprawiła się wyszło słoneczko, a my bez większego wysiłku po 20 minutach dotarliśmy do platformy widokowej skąd rozpościerał się wspaniały widok na okolice. Zrobiliśmy oczywiście pamiątkową fotkę i wyruszyliśmy na ostatni etap planowanej wyprawy Klasztor Sióstr Nazaretanek którym w latach 50-tych przetrzymywany był kardynał Stefan Wyszyński. W ciszy i skupieniu wysłuchaliśmy historii klasztoru (niezapomniana siostra zakonna i jej bezcenne uwagi!), a następnie zwiedziliśmy izbę pamięci kardynała Wyszynskiego. Był to ostatni cel naszej wyprawy. Wróciliśmy do pensjonatu w Woli Mchowej, pożegnaliśmy się z przemiłym gospodarzem i zarazem naszym przewodnikiem Panem Gosztyłą i wyruszyliśmy w trasę powrotną do domu. Bieszczady żegnały nas piękną przyrodą i wspaniałymi kolorami. Wracaliśmy trochę zmęczeni, ale uśmiechnięci i zadowoleni. Udało się pokonać własne słabości, poznać historię ciekawych ludzi a przede wszystkim nacieszyć pięknem gór. Następna wyprawa – już za rok!!!