340 likes | 472 Views
Warsztaty skutecznego pisania tekstów 8. Prof. dr hab. Marek Świdziński Zakład Językoznawstwa Komputerowego Instytut Języka Polskiego UW e-mail: m .r.sw idz inski @uw.edu.pl Konsultacje: wtorek 15.30-16.30, pok. 1 http://www.mswidz.republika.pl. ERYSTYKA. STYLIZACJE. Limeryki dalsze.
E N D
Warsztaty skutecznego pisania tekstów8. Prof. dr hab. Marek Świdziński Zakład Językoznawstwa Komputerowego Instytut Języka Polskiego UW e-mail: m.r.swidzinski@uw.edu.pl Konsultacje: wtorek 15.30-16.30, pok. 1 http://www.mswidz.republika.pl
Limeryki dalsze Joanna Przed tym facetem co mieszkał w Chemnitz nikt nie miał nigdy żadnych tajemnic lecz to był ksiądz co grzeszył, kląc gdy na spowiedzi ktoś chciał mu ściemnić. 861. Od pewnego czasu w Chemnitz prawiczków wsadza do ciemnic jedna marksistka, po czym bez listka kładzie się spać – a przed snem nic...
Limeryki dalsze Pojechał raz Sherlock do Chemnitz Znalazł w podziemiach sto ciemnic Wezwał Watsona W rzece ktoś kona Burmistrz zakrzyknął „Nie wiem nic!”
Limeryki dalsze Joanna Słyszałem jak raz na ulicy w Chełmnie ktoś bezczelnie zaśmiał się ze mnie jeden mój strzał i się zesrał wzywał Pana Boga nadaremnie. 113. Kiedy mieszkałem w Chełmnie, zazdrosny młynarz mełł mnie, jednakże dało to niewiele. Młynarzowa leży jak cielę, poduszkę pełną pcheł mnie.
Limeryki dalsze Ania W Wiedniu przebywał Salieri wściekły- przez Mozarta obroty mu zdechły. Z zawiści życzył Wolfiemu śmierci, więc sławi go dziś ten koncept czarci. To geniusz zza grobu szczerzy doń kły. Salieri zjechał – wściekły a wściekły… Tak przez Mozarta schodzi się na psy. Trutki Wolfiemu się sypnie, a potem powie dowcipnie: - Zza grobu to se taktuj na trzy!
Limeryki dalsze Maria Pascal Sohospod Maroko Gra, że ho, ho Takie tango Pas moro ma spoko Bij srogo lub w pogo Mój ty Soho, nie bądź bobo
Limeryki dalsze Weronika We wsi Łęg kondom pękł bratu. A tu Narząd zmiękł. We wsi Łęg kondom pękł turyście, Już byście, dziwki, w klęk…
Limeryki dalsze Jam jest grabarzem w Manitobie i w nieskończoność groby robię, Choć-em się spił i upadł w ił, jak wstanę, wykopie i tobie. Pod sklepem w mieście Manila Staje samochód co chwila kieruje koń na dachu słoń a każde ma z pół promila
Limeryki kuse Małgosia W Pile tyle dam mam. Pytam: ile? W Pile tyle dam mam. (Wiem sam, ile.)
Limeryki kuse Małgosia W Pile tyle dam mam. Pytam: ile? W Pile tyle dam mam. (Wiem sam, ile.)
Tłumaczymy Mr. Leara… There was an Old Man who supposed That the street door was partially closed; But some very large rats Ate his coats and his hats, While that futile Old Gentleman dozed. [Mr. Edward Lear]
Tłumaczymy Mr. Leara… Marysia Założył raz pewien głupi staruszek, że drzwi zasunął prawie na koniuszek. Ale przegrał – wpadły szczury, zjadły płaszcze – na dwie tury, gdy ten sklerotyk drzemał bez poduszek. .
Tłumaczymy Mr. Leara… Weronika Był raz staruszek, co święcie wierzył, Że drzwi przymknięte ma jak należy. Niestety, spasione szczury Zżarły mu kawał fryzury, Kiedy jegomość w kimę uderzył.
Tłumaczymy Mr. Leara… Był pan starszy, co sobie założył, że zawarte – a drzwi półotworzył, aż wielkie szczury niestety zżarły mu płaszcz i berety, kiedy do snu staruch się położył. Pewien staruch liczył na to, że wchód starczy przymknąć kratą. Cóż, kiedy wlazły jenoty i zjadły wszystkie klamoty, gdy se kimnął głupkowato.
Tłumaczymy Mr. Leara… Pewien zgrywus w mieście Baku drzwi nie domknął po pijaku, aż mu szczury stare spruły marynarę, co wisiała na wieszaku.
Erystyka w praktyce Ania [zrobione…]
Erystyka w praktyce Weronika Znalazłam w jednej z moich ulubionych reklam przykład argumentu ad baculum (chyba - nie wiem, bo nie do końca chodzi o środki werbalne <?>) - załączam: https://www.youtube.com/watch?v=X21mJh6j9i4 . Jeszcze bardzo "subtelny" argument ad metum: https://www.youtube.com/watch?v=7tMuYFiJ1Co Oraz taki ad metum, zupełnie okropny: https://www.youtube.com/watch?v=O_3rCGoti7M Argument ad vanitatem: słynne hasło "nie dla idiotów" w Media Markt - odwołuje się do tego, że słuchacze mają się za ludzi inteligentnych.
Erystyka w praktyce Weronika Argument z autorytetu - cała seria reklam z rozmaitymi celebrytami, pierwsza z brzegu: https://www.youtube.com/watch?v=yObgLBcfzf4 Udawana sumienność - https://www.youtube.com/watch?v=TC9ye8oFReo - przyznanie się do swojej niekompetencji na niby. I na koniec metoda czarno-białego widzenia: https://www.youtube.com/watch?v=BEdydXL8wC0 (nie znalazłam żadnej polskiej reklamy :( ale uważam, ze ta jest urocza) - alternatywa "drastyczne cięcie włosów ALBO nasz szampon" w połowie filmiku.
Erystyka w praktyce Dominika Plik erystyka_Dominika Włodarczyk.docx
Bajki Dominika: Bajka o koraliku Małgosia: Czerwona sukienka Ania: plik Bajka_Anna Prochenka.docx
Bajka o koraliku Zdarzyło się, że w dniu porodu przez wioskę przejeżdżał cygański tabor. Jedna z Cyganek, zwabiona kwileniem nowo narodzonego dziecka, małej Ani, weszła niepostrzeżenie do izby i, niepytana, zaczęła przemawiać: mąż tej dziewczynki uczyni ją najszczęśliwszą na świecie... – Ale jak, jak go znajdzie? – zapytała strwożona matka. – Uwolnić go może tylko pocałunek ukochanej. Ukrywa się pod postacią zwierzęcia. – Jakiego, dobra kobieto? Cyganki jednak nie było już w chacie, niemal rozpłynęła się w powietrzu. Przed wyjściem jednak zdążyła niepostrzeżenie rzucić na podłogę drobny, niebieski koralik.
Bajka o koraliku Dziewczynka wychowywała się w szczęściu i zdrowiu, sąsiedzi już od dawna rozprawiali o jej niespotykanej urodzie. W dniu osiemnastych urodzin rodzice postanowili wyprawić ukochanej córce wspaniałe przyjęcie. Kiedy zaczęli dokładnie sprzątać izbę, ich oczom ukazał się zostawiony tam przez Cygankę koralik, przypominając o tajemniczej przepowiedni. Małżonkowie chwycili się za ręce i uznali, że przyszła pora, aby ujawnić córce, co zdarzyło się w dniu jej urodzin. – Czyli teraz... powinnam całować żaby, konie i motyle? – była bardzo przejęta. – Córeczko, oczywiście do niczego cię nie zmuszamy. Jeśli twoim przeznaczeniem jest spotkać cudownego mężczyznę, znajdziesz go nawet tutaj.
Bajka o koraliku Anna nie spała całą noc. Nad ranem zdecydowała, że wyruszy w podróż, poszukać swojego księcia z bajki. Chodziła od wsi do wsi, oswajała kolejne zwierzęta, a one lgnęły do niej niespotykanie łatwo. Z czasem nauczyła się opiekować chorymi istotami, które po wyleczeniu nie odstępowały jej na krok. Zamieszkała w jednej z opuszczonych chat na skraju którejś wsi, a ludzie, wdzięczni za pomoc w uratowaniu trzód i stad przynosili jedzenie i ubrania. Tak Anna dożyła swoich dni i jeszcze kilka pokoleń pamiętało o dzielnej kobiecie, która potrafiła pomóc każdemu zwierzęciu. A co z poszukiwaniem księcia? Anna zapomniała o tym w połowie swojego życia, uznając, że swoje szczęście już znalazła. I pewnie miała rację.
Czerwona sukienka Niedawno temu, mała Małgorzata - dość cycata – postanowiła poderwać małolata. Wybrała się na spacer do swej babci, by dowiedzieć się jak zrobić ciasto marchewkowe. Jej pomysł na miłość – przez żołądek do serca, wydawał się nieskomplikowany a wręcz idealny. Małgorzata tego deszczowego dnia ubrała się, zatem wyjątkowo nagannie, nieskromnie i skąpo. Jej krótka czerwona sukienka zwiewnie unosiła się w rytm wiejącego wiatru. Przez niebywały przypadek podczas spaceru do młodej babci spotkała swego ukochanego. Urodą on grzeszył niczym olbrzymi wilkołak, więc nieco przestraszył naszą polską Margaret. Niewiasta tak mu zakręciła w głowie, podskakując w strugach deszczu w swej czerwonej sukmanie, iż chłopiec postanowił ją pocałować. Ponieważ miał on zdolności krwiożercze wygryzł z ciała Małgorzaty jej sukienkę. Dziewczę pół nagie i przerażone, mało tego – przemoknięte, uciekło do domu, skomląc i krzycząc: „Ja dla Ciebie – draniu, ciasto chciałam upiec, a ty mnie sam chciałbyś jeść”.
Czerwona sukienka Mężczyzna wcale nieprzerażony obrotem swoich emocji, poczuł się niezwykle głodny. Po dziewczynie została mu jedynie czerwona kiecka. Przebrany w nią, pamiętając ostatnie słowa dziewczyny, wyruszył po ciasto młodej babci, najeść się do syta. Wszedł, zatem do bloku w którym mieszkała rodzina Małgosi. Babcia otworzyła drzwi i parsknęła śmiechem: -Małgosiu, a co ty masz takie wielkie, owłosione nogi? -Babciu, bo jestem bardzo głodna i nie miałam czasu ich ogolić. -Małgosiu, a co ty masz takie żółte, szczerbate zęby? -Babciu, bo z głodu wszystkie mi wypadły. -Chłopcze w czerwonej sukience, czorcie diabelski, a czy ty myślisz, że ja nie wiem jak wygląda moja wnuczka? – zaśmiała się i wciągnęła przebierańca do mieszkania.
Czerwona sukienka Na nieszczęście chłopaka, babcia miała trzydzieści lat i dużo siły w rękach. Młodemu mężczyźnie lanie sprawiła tak soczyste, aż deszcz za oknem się uspokoił i przestał padać. Morał z bajki taki: nie ubieraj czerwonej sukienki, dziewczyno miła, bo chłopakowi tylko sprawisz podwójne, wielkie limo.
Akunin, „Książka dla dzieci” „Co? Gdzie? Kiedy?” Z tyłu, za człowiekiem z dziobem, majaczył jeszcze jeden, ale temu Elastyk nie zdążył się przyjrzeć, bo czym prędzej znowu zamknął oczy. Boże święty, a to co znowu? Gdzie jest teraz? W jakiej epoce? I czego chcą od niego te koszmarne istoty? Jak dziwnie mówią – niby po rosyjsku, ale jakby wcale nie. – Poświeci ano. Poczuł gorąco na twarzy. Tuż nad nią trzaskał ogień, przez powieki przeświecała purpura. Ten, który kazał poświecić, powiedział: – Obacz, białego lica, nadobny, całowity.
Akunin, „Książka dla dzieci” W innej sytuacji Elastyk uznałby to za komplement, ale nie teraz. – Zrostu mizernego? – powątpiewał straszliwy Dziób. Wżdy mówili: arszyn i dwanaście werszków. A jak kocia gęba powtóre nam łajać będzie? – Grzeczny umarlec, bierzwa go – zdecydował Miciuch (chyba on tu dowodził). – Kwapić się nam trza. Miesiąc zachodzi, rychło zaranek nastanie. Pochwycili Elastyka z dwóch stron, położyli na coś twardego, przykryli rogożą. W nos uderzyła go jakaś ostra woń, tak że omal nie zaczął kichać. Tamci dwaj podźwignęli Elastyka i dokądś nieśli. Teraz mógłby się rozejrzeć dookoła, ale przykryli go całkowicie, tak że nic nie widział. Musiał, jak to piszą w książkach, zamienić się w słuch. Słuch jednak wiele mu nie pomógł. Odgłos kroków. Mlaskający. Muszą chyba iść po błocie.
Akunin, „Książka dla dzieci” Frrr! – prychnęło coś nad samą głową Elastyka. – Cicho, maluśka. Aha, to koń. Cisnęli go na coś miękkiego, pachnącego i trochę kłującego. Siano. Na rogożę narzucili coś jeszcze – jakieś zgrzebne płótno. – Wio! Skrzypnęły koła, kopyta zaczęły cmokać w błocie. – Cudna sprawa – zagęgał Dziób. – Niemiec pohaniec na krześcijańskim smętarzu pogrzebion. Miciuch odrzekł: – Przez domowiny w ziemię wciepnęli byli jako sobakę. Powiedają, że w Niemieckiej Słobodzie dżuma. Kryjomo bisurmany go podkinęli. Pachołków morowych się strachają. – Miciuchu, a zaraza na nas z marliny się nie przekinie?
Akunin, „Książka dla dzieci” – Bóg lutościw. Jedno kotu onemu wąchawemu o tym, zjądeśmy go wywlekli, ani słówka, bo nam brony nie odewrze. Wszystko to było mało zrozumiałe. I bardzo straszne. Elastyk uniósł nieco skraj rogoży, żeby cokolwiek zobaczyć, ale nie zobaczył prawie nic. Ciemno. Błyszczy wielka kałuża. Jakieś ogrodzenie z zaostrzonych pali. Z tamtej strony głośno zaszczekał pies. – Wej, Miciuchu, rogatka! Zali wracać się? – Nie strachaj się, dzierży łeb wyżej. Z przodu ktoś krzyknął basem: – Stój! Ktoście wy? Nie zbóje aby? Dojąd tako jadziecie przed świtaniem? Zazgrzytało żelazo. Wóz się zatrzymał. Miciuch z powagą odpowiedział: – Na Wagańkowo rogożę wieziem, na dwór kniazia Wasilija, carskiego bojarzyna.
Akunin, „Książka dla dzieci” – Wasilija Iwanowicza? Starszego Szujskiego? Ano jadźcie, jadźcie – zezwolił bas. Drzewo zaskrzypiało okropnie, wóz ruszył się i potoczył dalejKopyta stukały już donośniej; jechali teraz widać nie po grząskiej ziemi, ale po drewnianym podłożu. Dziób i Miciuch już nie rozmawiali, tylko od czasu do czasu wzdychali. Elastyk zaś leżał i ciągle próbował zgadnąć: który tu mają rok? „Bojarzyn"? „Dwór"? Warto by sięgnąć po unibook, ale strach się poruszyć. Ci ludzie mają go za zmarłego. No i bardzo dobrze. A potem się zobaczy. Zimno było, może dziesięć stopni. Gdyby się trochę ruszyć, Elastyk by się rozgrzał, a tak zupełnie zdrętwiał. – O, kniaziów dom ci to jest – rzekł ten o nowym głosie po długim milczeniu. – Sława ci, Gospodnie. – Pomni, Dziobie. Nie wyblokaj, że Niemiec na smętarzu był nalezion – przypomniał Miciuch.
Akunin, „Książka dla dzieci” Drugi obiecał: – Gęby nie odewrę. Ty sam z nim gadaj. Straszen mi on jest, żmijowe ślepie. Zastukali w coś drewnianego, na pewno w bramę: dwa razy, potem jeszcze trzy, niegłośno. – Ondrieju Timofiejewiczu! Odewrzyj wrota! To my, Miciuch i Dziób! Mamy, cóżeś przypowiedział! Zazgrzytały ciężkie wrota. Łagodny głos odparł, przeciągając słowa: – Chutko, chutko. Psom senliwego ziela zadałem, iżby nie brzechały. Dzierżycie, a niesicie za mną. I obacznie, łotry. Jeszcze kto uźrzy. Elastyka zdjęto z wozu i dokądś poniesiono. A on naprawdę był ledwie żywy, bo sprawa wkrótce miała się wyjaśnić.